A jeśli coś mnie ominie?

Kiedyś zachłysnęłam się bogactwem. Jedenaście lat temu chodziłam krakowskimi ulicami w stanie upojenia, niemal nieprzytomna z nadmiaru. Wtedy wszystkiego było tak dużo: wolności, czasu, możliwości, knajpek, gorącej czekolady, plakatów filmowych, festiwali, koncertów…

Dużo wszystkiego

Miałam na wyciągnięcie ręki kolebkę polskiej kultury, znakomitych artystów wszelakich dziedzin i na deser juwenaliowe koncerty za grosze. Chciałam być wszędzie, znać wszystkich, nie ominąć żadnej imprezy i wydarzenia. Chciałam być na bieżąco: zapisałam się na newslettery teatrów, klubów i biura festiwalowego, wnikliwie studiowałam gazetkę ze spisem wszystkich wydarzeń kulturalnych i znaczyłam markerem te dla mnie najistotniejsze.

Kiedyś zachłysnęłam się bogactwem. Dziesięć lat zajęło mi zrozumienie, że i tak nigdy nie ogarnę tego miasta. Że zbyt wiele się dzieje i zawsze coś mnie ominie. Zachłysnęłam się bogactwem Krakowa i szybko spadłam na ziemię, bo ani uczelnia, ani praca i różne zobowiązania, ani w końcu dzieci nie wybaczyłyby mi bycia na bieżąco.

A potem się wyprowadziłam

Ktoś ostatnio zdziwił się na wieść o naszej decyzji: „Nie boisz się, że coś cię ominie? Że coś już zbudowałaś i to stracisz?”

Kiedyś się bałam.

Jeszcze kilka miesięcy temu na myśl o tym, że zostawiam Kraków, wyobraźnia zamykała drzwi z głośnym protestem, że to poza jej zasięgiem. Moja blokada topniała powoli, poprzez najdziwniejsze drobne znaki upewniające mnie w słuszności tej decyzji. Słowo, spotkanie, modlitwa, wyjątkowy koncert, i wreszcie pokój w sercu i przekonanie, że to dobry dla nas kierunek.

Nie wiem, jak nam będzie w Nowym Sączu. Nie wiem, czy się tu odnajdę zawodowo, czy poznam tak wspaniałych ludzi, czy poczuję się tu stuprocentowo „u siebie”.

Ale wiem, że nic mnie nie ominie.

Moje życie jest przecież tak samo tam, jak i tu. Nieważne, gdzie jestem, moje serce bije tym samym rytmem. Nawet jeśli tutaj mniej „się dzieje”, to w mojej codzienności dzieje się co najmniej tyle, co wcześniej. Nie omijam pierwszych uśmiechów, gaworzenia, dzikiej radości na widok placu zabaw. Nie przegapiam zachodów słońca, bo zbyt mnie cieszy oglądanie ich na tle gór. Nie omija mnie popołudniowe światło otulające nasze drewniane meble. Nie tracę minut i godzin w świecie online, bo wybieram ten świat, w którym mogę się przytulić naprawdę, nie tylko lajkiem czy serduszkiem.

Już pogodziłam się z tym, że nie będę wszędzie, nie poznam wszystkich i nie zrobię wszystkiego. Dzisiaj ważniejsze jest, żebym była blisko, znała tych, których kocham, żebym robiła to, co ważne.

Czy to wielka zuchwałość z mojej strony, jeśli powiem, że chyba nigdy tak bardzo nie byłam „tu i teraz”? Jakże więc może mnie coś ominąć? 🙂

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.