Gościnnie: Magda i jej indyjska przygoda z kościołem

Mam pierwszego gościa!

Magda opisała dla Was swoją przygodę z kościołem w Indiach. Zainspirował ją tekst o Detroit, a poniżej znajdziecie historię wyjątkowego dotarcie na niedzielną Mszę, gdy Magda doświadczyła, że jeśli chcesz na nią dotrzeć, to dotrzesz.

Planowanie

Aby w poniedziałek być w biurze w Indiach, musiałyśmy z koleżanką rozpocząć podróż z Krakowa w sobotę rano. Oznaczało to, że w niedzielę będziemy już na miejscu, zostawiając sobie czas na odpoczynek i przystosowanie do zmiany strefy czasowej oraz na niedzielną Mszę Świętą. Wiedziałam, że w Indiach jest mniejszość katolicka, dlatego też przed wyjazdem wyszukałam w Internecie kościoły w Hyderabadzie – mieście o którego istnieniu dowiedziałam się niedługo przed wyjazdem. Jednak Internet to potęga – wyszukiwarka wskazała 3 kościoły, a po sprawdzeniu na GoogleMaps okazało się, że jeden z nich znajduje się zaledwie kilka przecznic od hotelu w którym miałyśmy mieszkać, a więc kwestia krótkiego spaceru.

Gdzie jest kościół, czyli first things first

Podróż trwała całą sobotę, do hotelu dotarłyśmy ok 5 rano. Msza anglojęzyczna była rano, więc nie opłacało się iść spać.

Przed wyjściem upewniłyśmy się jeszcze w recepcji, czy mamy poprawny adres. Skierowano nas do pana, który “jest katolikiem”, on zaś potwierdził, że kościół jest blisko, polecił nam jednak skręcić w przecznicę w prawo, zamiast w lewo. Chyba przez zmęczenie i niewyspanie nie wzbudziło to naszych podejrzeń i wyruszyłyśmy w drogę.

To nie Europa, czyli szok na ulicy

Trudno opisać hinduskie ulice, podam kilka słów, przychodzą mi do głowy: hałas, brak pasów ruchów, chaos, brak chodników lub dziury w nich, brud, pył. Zdjęcie to trochę ilustruje. Piesi są tam nieproszonymi gośćmi.

Przekrzykując klaksony, próbowałyśmy zapytać o drogę napotkanego mężczyznę, ale nie mówił po angielsku. Pozostało nam jedynie korzystać ze wskazówek pracownika hotelu, więc skręciłyśmy w przecznicę, o której mówił.

Kościoła nie było widać, ale ku naszemu zdumieniu zobaczyłyśmy idące z naprzeciwka siostry zakonne. To, że były siostrami zakonnymi dało się rozpoznać jedynie po krzyżach na ich szyjach, bo habity miały kompletnie inne niż w Polsce – jedna jasny, a druga miała na sobie coś w rodzaju sari… Zapytałyśmy je więc o drogę do kościoła i pokazały kierunek przeciwny niż ten, w którym szłyśmy…

Z dostawą

Siostry zaczęły nam tłumaczyć, że kościół jest daleko i że pieszo nie zdążymy na Mszę. One też tam się wybierały, wyszły jednak za późno i zamierzały pojechać tam Tuk Tukiem. Zaproponowały, że możemy się z nimi zabrać. Nie miałyśmy ze sobą pieniędzy (nie zdążyłyśmy ich jeszcze wymienić po przyjeździe), więc zaczęłyśmy protestować. One jednak nalegały, a argument spóźnienia na Mszę w połączeniu z wizją powrotu na główną drogę sprawiły, że się zgodziłyśmy na ich propozycję. Po krótkich negocjacjach sióstr z kierowcą Tuk Tuka, siedziałyśmy ściśnięte w czwórkę w dwuosobowym pojeździe. Tuk tuk to taki taksówko-motor, co ważne nie ma tam pasów, ani nawet drzwiczek. Przejazd był więc doświadczeniem na miarę kolejki górskiej w wesołym miasteczku, tylko ze świadomością, że nie ma tu zabezpieczeń. A dostało mi się miejsce zewnętrzne 😉

Cel

Dzięki siostrom po pierwsze dotarłyśmy we właściwe miejsce (z niesamowitymi wrażeniami), po drugie na czas. Co więcej, przedstawiły nas kilku osobom, pokazały, gdzie można znaleźć książeczki z czytaniami, usiadły z nami w kościele. Można powiedzieć, że wprowadziły nas w tamtejsza wspólnotę.

Na innym kontynencie, w innym świecie, wśród innej kultury, Msza Święta to wciąż to samo Spotkanie. I to co Najważniejsze, jest Najważniejszym.

Epilog

Jak to się stało, że się zgubiłyśmy? Okazało się później, że GoogleMaps wskazało mi niepoprawną lokalizację hotelu. Dlatego też droga do kościoła była w rzeczywistości dłuższa i prowadziła w innym kierunku. Natomiast pracownik hotelu wskazał nam drogę do… kaplicy przy szkole, którą prowadziły spotkane przez nas siostry. Gdyby nie one, po pierwsze zgubiłybyśmy się, a na pewno nie zdążyłybyśmy na Mszę.

Siostry zaprosiły nas na herbatę po Mszy i wracałyśmy ich szkolnym autobusem wraz z uczennicami. W pomieszczeniu, w którym piłyśmy herbatę wisiał obraz “Jezu ufam Tobie” oraz zdjęcie Jana Pawła II wizytującego Indie. Jak w domu, tyle że 6000 kilometrów dalej 🙂 A kościół pw. Świętej Trójcy wygląda dość ciekawie, udało mi się znaleźć jego zdjęcie.

Na koniec ciekawostka

Kierowca Tuk Tuka nie chciał się zgodzić na przewiezienie nas za cenę zaproponowaną przez siostry (zobaczył turystki i chciał zarobić…). Rozpoczęły się więc tradycyjne hinduskie negocjacje, które wygrały siostry po tym, jak zaczęły udawać, że odchodzą od kierowcy i rezygnują z jego oferty. Targujące się siostry zakonne – bezcenny widok 🙂

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.