Najlepsza wersja samego siebie? Kompletnie w to nie wierzę!

„Bądź sobą. Nie próbuj imponować. Nikt nie jest taki jak ty. Nie próbuj nikogo imitować. Wszechświat nie popełnia błędów. Autentyczność jest jedyną drogą, byś mógł przeżyć swoje życie w wolności. Bądź sobą. Każdy inny „ktoś” jest już zajęty. Bądź sobą. Słuchaj swojego serca. Bądź sobą. Jesteś diamentem, pokaż swój blask! Jesteś piękną, cudowną gwiazdą. Najwspanialszym dziełem sztuki…”

Te słowa przyszły do mnie w piosence Peruquois „Be yourself” mniej więcej w czasie, gdy Internet oszalał na punkcie hasła „bądź najlepszą wersją samego siebie”. Powstawały warsztaty i kursy o tej nazwie, moi znajomi wrzucali ten cytat jako motywacyjny na swoje facebookowe tablice, pojawiła się nawet książka o tym tytule. Mi coś zazgrzytało: bycie najlepszą wersją samego siebie, poparte okrzykami „Możesz wszystko! Jedyne ograniczenia masz w głowie! Twój potencjał jest nieskończony!” nie pasowało do tego, co wiem o rozwoju człowieka i co pokazują badania psychologiczne.

Byle szybko i skutecznie

W rozwoju osobistym, podobnie jak w aptece, rządzą ostatnio szybkie pastylki na różne dolegliwości. Mają działać od razu: likwidować niechciane uczucie bólu, polepszać samopoczucie, w mgnieniu oka pomagać nam wrócić do normalnego funkcjonowania. Często nawet w ulotce nie znajdziemy informacji, że dana tabletka nijak nie wpływa na to, co jest przyczyną cierpienia…

Uwierzyliśmy w ekspresowe kursy oferujące nowe umiejętności, w „jedyne trzy tajniki sukcesu”, w „to, co musisz zrobić, by stać się człowiekiem wybitnym”. To się sprzedaje, bo w naszych zabieganych czasach poszukujemy metod szybkich i skutecznych. Gdy boli, łykamy tabletkę. Ból mija na chwilę, gdy wraca, bierzemy kolejną. Po jakimś czasie potrzebujemy ich więcej i więcej, bo poprzednia dawka nie działa i nie zmniejsza cierpienia.

 

CZYTAJ DALEJ NA DEON.PL

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.