Moje najlepsze wspomnienia z tamtego okresu to kąpiele w zimnej rzece, zabawa w „dziąsło”, i ten niesamowity drewniany krzyż w Kątach.
Ksiądz Franciszek Blachnicki odszedł 30 lat temu. Zostawił po sobie ogromną duchową spuściznę, z której korzystają kolejne pokolenia młodych. Przez wiele lat byłam jedną z nich i ponieważ wiele zawdzięczam formacji w Ruchu Światło-Życie (popularna Oaza), podzielę się z Wami trzema najlepszymi wg mnie kawałkami tortu.
Paczka przyjaciół na dobre i złe czasy
Poznaliśmy się wszyscy ponad dziesięć lat temu, z czego około połowę spędziliśmy razem, mogąc na siebie liczyć w każdej chwili. Dzisiaj nasze drogi się rozchodzą, lecz wciąż ciepło o sobie myślimy i wiem, że dzielimy wspaniałe wspomnienia. Nie chodzi tu przecież tylko o kąpiele w zimnej rzece, sięgającej do kolana, która była wybawieniem w lipcowe dni. Nie na zabawie w „dziąsło” opieraliśmy to, co nas łączyło. Spajały nas wspólne wartości i ten młodzieńczy idealizm. To, co być może jeszcze ważniejsze było równie silnym spoiwem: otucha, że z moją wiarą nie jestem sama.
W czasach gimnazjalno-licealnych bardzo prosto było się odwrócić od Kościoła i zbuntować przeciw wierze. Oaza i poznani na niej ludzie jednak byli żywym dowodem, że można być wierzącym i normalnym, słuchać rocka, mieć fajny styl ubierania się (wcale nie te słynne długie swetry i spódnice;)), razem świętować w niestandardowy sposób i podróżować autostopem. Byliśmy inni nie z powodu wiary, ale naszej wolności. Śpiewaliśmy przy ogniskach, biegaliśmy boso po łąkach, tańczyliśmy na ulicach. Nigdy nie zapomnę też magicznego popołudnia spędzonego na dachu jednego z budynków starówki i naszej rozmowy o Bogu na tych wysokościach… Tak się też składa, że za dwa miesiące jedna z dziewczyn poznanych wtedy na Oazie zostanie moją szwagierką:)
Oaza duchowa na najprawdziwszej pustyni
Tamten kościół w Kątach stał się świadkiem najważniejszych wydarzeń duchowych mojej młodości. Towarzyszył w bólu i łzach, kiedy cierpiałam w trudnych momentach mojego życia. Był miejscem decyzji, że od teraz idę za Chrystusem, a potem stał się miejscem odnawiania tego kierunku na coraz głębszych poziomach. Drewniany krzyż znad ołtarza trwał niewzruszenie widząc moje upadki i wzloty, poszukiwania, zwątpienia, zniechęcenia, dodając mi odwagi gdy strach wiązał mi serce.
Oaza była moją pierwszą przestrzenią do doświadczenia służby: poprzez wspieranie tych młodszych i dawanie świadectwa. To tutaj pierwszy raz w życiu doświadczyłam mocy Ducha, który – poproszony o działanie – zabrał mi moje usta i mówił, co chciał. Ja byłam najszczęśliwszym narzędziem w Jego ręku… W tym właśnie Ruchu uczyłam się prowadzić spotkania w małej grupie, rozmawiać na poważne tematy, słuchać, doradzać. To miejsce pokazało mi, jak niewiele wiem i przegnało po dolinach bezsilności w relacji z drugim, który się gubi.
Blachnicki ciągle zachwyca mnie swoją otwartością na Ducha i odwagą w pójściu za Jego głosem. Dziękuję za niego, bo kto wie, jak bez Oazy potoczyła by się moja droga?
Monis,
Trafiłam tu całkiem przypadkiem i nie mogłam uwierzyć że to TYpamiętam Kąty, ta zwariowana grupę, która mi się wtedy dostałabardzo dobry czas. Super strona i ta energia!!!!!
Pozdrawiam
Sówka, ależ się cieszę! 🙂 pozdrawiam Cię równie gorąco 🙂