Dwanaście miesięcy pełnych szczęścia i przygód, z których największa okazuje się być codziennością. Podsumowanie, do którego przydadzą się Wam głośniki 🙂
Styczeń i całkiem nowe życie
Zegar tykał, a z każdym drgnięciem wskazówki serce biło mi coraz mocniej i pewniej. W południe byłam już gotowa na to, co się miało rozpocząć za trzy godziny. Pamiętam taki rzadko doświadczany rodzaj radości, którą odczuwałam pisząc do M. list w moich ostatnich chwilach panieństwa. Radości z tego, że w takim dniu w ogóle mam na to czas, mogę to zrobić, że mogę spokojnie raz jeszcze przemedytować wybrane przez nas ślubne czytania. Czarowna chwila, po której już nic nie było takie samo, bo już o 15:00 rozpoczęło się Najpiękniejsze.
Luty: pierwsze publiczne posty na blogu
Czasem nazywam to rozsypką, czasem byciem w mazi, czasami totalną zawieruchą. Pamiętam jedno popołudnie, kiedy M. dzielnie wysłuchał wszelkich skarg, narzekań, niepewności i lęków. A potem, nie zważając na mój stan, ujawnił światu to miejsce. Dobrze mieć przy sobie przyjaciela, który zna cię na tyle, by w trudnych momentach zwątpienia wysłuchać, ukoić i na tym nie poprzestać. Za to popchnąć dalej i być w tym, co się nie zacznie bez odwagi… To taka odwaga, o której Ania napisała, że wymaga dwóch kroków w tył, by zrobić ten jeden w przód.
Marcowe róże
Chyba niewiele więcej mogę dodać niż to, co napisałam tutaj – jak łatwo było przegapić zachwyt, miłość, cały ten miesiąc bez szałowych wydarzeń. A jednak siedem czerwonych róż, niespodziewana Eucharystia, dobry czas z kobietami. Łatwo było by przegapić ten miesiąc, a przecież są w nim drobinki szczęścia…
Trzy wesela bez pogrzebu
Kawałki o szczęściu to te taneczne, chociaż niekiedy w zaskakującym aranżu (jak u CeZika lub Pawła Izdebskiego). Trzy wesela przetańczone do środka nocy lub samego rana, niemal cały czas na parkiecie. Kiedyś odkryłam, że fenomen tańca u mnie polega na dogłębnym doświadczeniu wolności w ciele. Swobody ruchów, harmonii z drgającym powietrzem, fascynacją siłą mięśni, które potrafią nadal tak wiele wykonać. Kwiecień w naszym wydaniu to zdarte buty i za każdym razem taki sam pisk z radości, gdy grano nasz pierwszy taniec: „Takiego Janicka” 🙂
Majowe wniebowianki
Poznałam go jak zawsze po zawrotach głowy od szalonego zapachu bzu. Przyszedł niespodziewanie, wyłaniając się z kwietniowych deszczów, i zachwycił jeszcze mocniej niż dotychczas. Przyniósł ze sobą wiele nowego, wzruszenia na zakończenie Penuela, odkrywanie pasji do pracy z kobietami inspirowanej Pismem Świętym, czego owocem są warsztaty „Kobiece historie„. Maj upłynął na myśleniu, działaniu i modlitwie. Dużo modlitwy okraszonej pięknem, jak wniebowianki lecące ponad nas…
Czerwcowo o miłości
Podsumowanie czerwca w trzech kawałkach? Odcinek pierwszy o miłosierdziu i miłości do siebie. Odcinek drugi to przepis na szczęśliwy związek, inspirowany naszą historią. Kawałek trzeci będzie o miłości do Boga i czasie tylko dla Niego.
Błogosławieni miłosierni
Szalony lipiec, którego zaledwie dwa tygodnie spędziłam w Krakowie i to były być może najintensywniejsze dni w tym mieście. Światowe Dni Młodzieży były dla mnie czasem Łaski i napełniania się dobrem z kadej strony. Nigdy nie widziałam tylu uśmiechniętych policjantów, nigdy dotąd nie dzieliłam się kanapką z oficerem BORu, nigdy wcześniej nie cieszyło mnie tak bardzo zbieranie pustych butelek. Proste zadania i czynności okazywały się w tamtym czasie zbawienne i były równie potrzebne do godnego przeżywania ŚDM jak najbardziej odpowiedzialne zadania koordynatorów wydarzenia. Niesamowite doświadczenie współpracy i Ducha, a dla mnie dodatkowo przechwycenie najważniejszego spojrzenia w życiu.
Sierpień o smaku soli
Szczęście może mieć zapach konwalii, świeżo skoszonej trawy, ale też potu i kurzu na drodze. Może smakować domowym ciastem, ulubionymi lodami albo solą w ustach, kiedy wspinasz się na kolejny podjazd w morderczym słońcu. A jednak jechałam, sama zaskakując się tym, że sto kilometrów dziennie staje się dla moich nóg czymś normalnym. Że moja zielona strzała wytrzymuje 18% nachylenia z obciążeniem w sakwach. Cudowna podróż marzeń, lepszej poślubnej przygody nie mogliśmy sobie wyśnić!
American Dream
Jeszcze w lipcu zastanawiałam się nad tym, co mam do zrobienia we wrześniu pod kątem zawodowym i życiowym. Odpowiedź przyszła tak zaskakująco, że do dzisiaj pamiętam moją minę. Zbierałam szczękę z podłogi w hotelowym pokoju w Ustroniu, kiedy usłyszałam „Odwołaj wrześniowe plany, lecisz do USA. Masz paszport? Super, to wyrobimy ci szybko wizę, nie będzie komplikacji”. Nadal trudno mi uwierzyć, że tam byłam, doświadczyłam innej mentalności, uczyłam się tak różnego od Polski kraju, a w tym wszystkim jeszcze szukałam Boga. No i usłyszałam na Broadwayu moją ulubioną amerykańską piosenkę!
Październikowy początek
Miesiąc obfity w słowa, gesty, czułość i zmiany. Zwłaszcza te ostatnie pochłonęły mnie na tyle, że odcięłam się od bloga. Potrzebowałam trochę zwolnić, nabrać sił, przekierować energię w obszary całkiem dla mnie nowe i wymagające uwagi. Krok w tył, by nabrać rozpędu na listopadowe wyzwania. Muzycznie odkryłam wtedy teledysk i piosenkę Moby’ego – warte przemyślenia…
Poza domem
Listopad w trzech domach, z czego najmniej w swoim własnym. Ciągle w podróży, z próbą zapamiętania co gdzie zostawiłam, co mam zabrać na najbliższe dni i co będzie mi potrzebne. Zazwyczaj wystarczało serce, głowa i komputer;) Tempo tamtego miesiąca zapamiętam dzięki jedynemu obiadowi, który ugotowałam sama (miałam na to czas!), i którym się zatrułam! Z sukcesów zorganizowaliśmy dobrą polsko-amerykańską konferencję, o której więcej tutaj i tutaj. W głośnikach leciało niezmiennie Florence and the Machine i Rihanna: dwa miejsca na YT, które odwiedzam, gdy potrzebuję skupienia i powera do pracy.
Grudniowe tęsknoty
Podsumowanie ostatniego miesiąca w tym szczęśliwym roku to słowo „tęsknota” i ten utwór. Do tego pierwsze wspólne święta z M. i najspokojniejsza wigilia Bożego Narodzenia. Pasterka w maleńkim kościele z XI wieku, schowanym między drzewami w centrum Krakowa. Oddychanie ciszą i napełnianie serca delikatną Miłością… A na nowy początek wybuchające z niezmienną mocą: „Bóg się rodzi”!
Monia!! Jak cudownie, że jesteś. Inspirujesz mnie bardzo i dzielę się Twoją pracą i jej efektami z innymi. Zawsze jak czytam Twoje artykuły, to mam w duchu uśmiech od ucha do ucha i ogromną chęć wyściskania się (mam nadzieję, że w marcu będzie na to okazja). Działaj dalej, ja z przyjemnością nadal będę Cię „śledzić” w sieci.
Niech rok 2017 przyniesie CI takie owoce, o których nawet Ci się nie śniło! 🙂
Dziękuję ogromnie! Również czekam na wyściskanie i pozdrawiam Was gorąco :*
A może jednak. Dzięki za to co piszesz. Myślałam że dzielenie się sobą w sieci musi wiązać się z chaosem, ujawnianiem zbyt wielu osobistych szczegółów i dążeniem do przekonania czytelników do swojego sposobu życia i myślenia.
A tu nie musi. Jak widać, może być po prostu rzuconą myślą, która w każdym czytelniku może zdziałać co innego. A każdy ten kawałek Ciebie, którym się tu z nami dzielisz wydaje się być przemyślany i dojrzały. Mądra otwartość? – Lubię to 🙂 ! Pozdrawiam serdecznie!
Anna, bardzo Ci dziękuję, że to zaobserwowałaś i doceniłaś. Nie umiałabym chyba narzucać zbytnio swojego sposobu myślenia i zdecydowanie wolę pisać tak, jak teraz, zostawiając miejsce na własne zdanie i opinię. Pozdrawiam Cię! 🙂