Jeden niemożliwy wieczór, czyli Sakrament Pojednania

Drzwi skrzypnęły dokładnie w momencie, gdy kapłan trzymał w ręku Hostię przemienioną w Chleb. Uff, zdążyliśmy na najważniejsze!

Sakrament Pojednania

M. pierwszy zauważył czerwone światełko w głębi kościoła i wskazał mi konfesjonał. „Popatrz, czeka na ciebie”. Już nie mogłam się wymigiwać, chociaż przede mną były jeszcze dwie osoby. Coś długo klęczały przy kratkach i ucieszyłam się, że po drugiej stronie siedzi ksiądz, który nawet w dzień powszedni wiernie wypełnia swoją posługę i daje naukę. Czekanie w kolejce zawsze przypomina mi jedną z bajek ks. Malińskiego: o aniołku i diabełku, którzy czatowali przy konfesjonale i podpowiadali różne rzeczy do ucha. Diabełek tych, który byli przed spowiedzią, utwierdzał w poczuciu winy i straszył nadchodzącą karą za grzechy; a tych odchodzących przekonywał, że nie warto było się w ogóle przejmować i tu przychodzić. Dokładnie takie same myśli mam przed i po każdej spowiedzi – dzięki tej bajce przynajmniej nie traktuję ich jako prawdę.

Kilka słów

Taka sobie zwykła spowiedź w przypadkowym kościele u przypadkowego księdza w zwyczajny dzień powszedni. Za każdym razem chodzi przecież jednak o to samo: przebaczenie. O te kilka słów, które zmieniają rzeczywistość i wyrywają z głębiny. „Ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”. Tu nie ma miejsca na przypadkowość, zwyczajność i bagatelizowanie. Dzięki nim dostaję życie na nowo!

Migawki z historii

Różnie u mnie wyglądał Sakrament Pojednania. Były spowiedzi krótsze i dłuższe, przy tradycyjnym konfesjonale i na nie całkiem tradycyjnym spacerze w górach, u księży znajomych i takich, których nigdy więcej nie spotkałam. Były długie kolejki gdy zostawiałam je na ostatnią chwilę przed świętami. Nawet wówczas to nie była błahostka: przekonałam się o tym w któryś Wielki Piątek w kościele karmelitów. Po dwóch lub trzech godzinach oczekiwania, jakichś czterdziestu osobach przede mną i tylu za mną, nadeszła moja kolej. Tamten ksiądz na dzień dobry jednym zdaniem trafił w sedno. Zdziwiona zapytałam, skąd on to wie, a on z uśmiechem odpowiedział „Wierzysz w Ducha Świętego? No widzisz, ja też, a tak się składa, że On tutaj jest i w tym sakramencie działa”.

Przez dwa lata miałam stałego spowiednika i to był czas dużych przemian w  moim życiu. Przez ten czas otrzymałam uporządkowanie, rozwianie wielu wątpliwości, dobrą relację, otwierające oczy rozmowy i łaskę zobaczenia niektórych grzechów ukrytych. Gratis bardzo regularny Sakrament Pojednania bez dłuższych przerw wybijających z rytmu. Pierwszy krok był bardzo prosty: mail do wybranej osoby, umówienie się na spotkanie, odarcie z chęci, by mnie polubił (taaak, miałam taką potrzebę!), ustalenie odpowiedzialności po mojej stronie. Polecam każdemu zagubionemu, który chce nad sobą pracować z Panem Bogiem. W tym sakramencie On jest naprawdę realnie obecny…

W ten jeden niemożliwy wieczór…

Odeszłam od konfesjonału już po skończonej Mszy. To jednak nie był koniec łaski – rozpoczynało się cotygodniowe spotkanie Odnowy w Duchu Świętym. Zostaliśmy by wielbić. Na zakończenie usłyszałam moją ulubioną pieśń, na tyle nieznaną, że ostatnio śpiewałam ją dziesięć lat temu.

Mówiłam, że u Boga nie ma miejsca na przypadkowość?

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.