Kilkanaście osób w jednej sali. Warsztaty poświęcone poznaniu swojego krytyka wewnętrznego, głosu, który nas często ściąga w dół i przypomina o błędach czy potknięciach. Jesteśmy już po kilku godzinach pracy. Po wielu ćwiczeniach, które są trudne, bo wymagają konfrontacji z tym, co myślimy o swoich cechach, wyglądzie, o swojej wartości.
Po żmudnym przedzieraniu się przez gąszcze własnych przekonań, po odważnym dzieleniu się z drugą osobą tym, co myślimy o sobie może się wydawać, że już nic nas bardziej nie złamie. Nagle prowadząca mówi: jest jedna, jedyna rzecz, która różni osoby ciągle zabiegające o uwagę, miłość i akceptację od tych, którzy już o to nie walczą, bo czują się kochani. Ci drudzy wierzą, że są warci miłości, szacunku i przynależności.
Miłość warunkowa
Kiedy padają te słowa, mamy w oczach łzy. Dociera do nas, że wszystkie nasze wysiłki i „zasługiwanie” są po nic, bo najważniejsze i tak dokonuje się w sercu: decyzja, czy uwierzę i przyjmę moją wartość i godność, czy po raz kolejny tę prawdę odrzucę. To jest wejście na całkowicie nową drogę, wymagającą odrzucenia wszystkich warunków, jakie nieświadomie sobie postawiliśmy. Przecież każdy z nas przyszedł tu z jakimiś założeniami o tym, co musi zrobić lub co ukryć, by być wystarczająco dobry, mądry, dojrzały… Ile razy myślimy o sobie, że będziemy wartościowi dopiero, gdy będziemy w małżeństwie? Gdy urodzimy córkę lub spłodzimy syna? Kiedy schudniemy kilka kilogramów i zmieścimy się w strój kąpielowy sprzed pięciu sezonów? Kiedy wyciśniemy z siebie więcej na siłowni, zdobędziemy awans w pracy lub dostaniemy podwyżkę?
CZYTAJ DALEJ NA DEON.PL
Dodaj komentarz