American Dream – lekcja pierwsza – pewność siebie

Zderzenie było niemal groteskowe. Ja – przestraszona, niepewna języka (którego uczę się od dziecka), przepraszająca za to, że nie umiem, nie wiem, jeszcze nie mam doświadczenia. On – całkiem wyluzowany, uśmiechnięty, przekonany, że mieszka w najlepszym kraju na świecie i sprawiający wrażenie, jakby nigdy w jego głowie nie powstała myśl: „może jestem niewystarczająco dobry i powinienem się tego wstydzić?”. Przed Wami pierwszy z trzech wpisów z cyklu American Dream* – czyli przemyślenia i refleksje psychologa odkrywającego kraj, w którym sposób myślenia o sobie i świecie zdecydowanie różni się od polskiej mentalności.

Pewność siebie pod znakiem „hi, how you doin’?”

Od początku rzuciło mi się w oczy kompletne wyluzowanie i całkowity brak spiny. Tutaj business casual, czyli bardziej formalny sposób ubierania się nijak nie przystaje do naszych standardów, bardziej kojarzy mi się ze spotkaniem z przyjaciółmi. Na powitanie słyszysz radosne „hi, how you doin’?”, na które nikt nie oczekuje odpowiedzi. Forma języka pozwala na to, że wszyscy są „na ty”. Nikt nikogo nie tytułuje, nikt nie ma przywilejów związanych z tym, że ma wyższe stanowisko. Do pracy idziesz w eleganckiej sukience i japonkach, z mokrymi włosami, bo przecież wyschną po drodze. Przynajmniej raz w ciągu jednej rozmowy od nowo poznanych ludzi słyszę, że to czy tamto jest najlepsze właśnie w tym kraju. Nawet, jeżeli ktoś przynudza, to na jego twarzy nie pojawia się żadna wątpliwość, że warto go słuchać. I nawet, jeżeli ten luz, uśmiech i pewność siebie są zbudowane na nietrwałych fundamentach, to o ileż łatwiej jest tym, którzy zamiast myśli „jestem niewystarczająco dobry/ mądry/ ładna/ szczupła/ doświadczony/ wstaw co chcesz” po prostu robią swoje!

Pewność siebie i jej brak, czyli dlaczego my się tak wstydzimy?

Jechałam tu z wieloma obawami, których bezpodstawność śmieszyła mnie jeszcze przed wylotem. Leciałam samolotem wiele razy, znam język, a mimo to byłam zalękniona. Ciągły brak wystarczalności w różnych dziedzinach to bardzo polski zbiór przekonań, przekazywany z pokolenia na pokolenie przez wiecznie niezadowolonych rodziców, obciążenia historyczne i przypominanie nam, jak musimy się starać, by dorównać krajom Europy Zachodniej (mimo że nie ma między nami różnic), przez porównywanie się z rówieśnikami, oceny w szkole i nieopaczne, a krzywdzące opinie ważnych dla nas osób. Ten bagaż w zderzeniu z obecną w USA pewnością siebie jest wręcz groteskowy. Zasadnicze różnice nie występują na poziomie standardu życia, możliwości rozwoju gospodarczego czy rozwiązań ekonomicznych, ale w naszej głowie. Tutaj wcale nie żyje się lepiej! Tak samo jak w Polsce, spotykam bezdomnych, biednych, chorych; ludzie też tu umierają, bez amerykańskiego patentu na nieśmiertelność. Rząd mierzy się z tymi samymi problemami, około 30% dzieci nie ukończy liceum z powodu wysokich kosztów edukacji, nie mówiąc o uniwersytetach. Tym bardziej doceniam nasz dostęp do edukacji, możliwość nauki bez względu na dochody w rodzinie, jednolitość narodową kraju i brak takich problemów imigracyjnych (w niektórych stanach biali są mniejszością).

Jesteś diamentem!

Im dłużej przyglądam się tym podobieństwom i różnicom, tym mocniej uświadamiam sobie, w jakim przyjaznym kraju żyję na co dzień. Jak to jest, że mając tak wiele, wciąż jest w nas tyle niepewności? Po co zapraszamy tego krytyka, dla którego wszystko w nas jest jeszcze niewystarczająco dobre? Nie chcę wartościować naszych kultur i pochodzenia, bo te porównania służą tylko docenieniu moich korzeni i historii. Za tym docenieniem może iść coś więcej – wdzięczność za to, kim jestem i niekończąca się radość. Ja ją odkryłam w tym przekonaniu, że jestem diamentem w oczach Boga, że On mnie chciał, że niczego mi nie brakuje. Dopiero ta świadomość pokonuje wstydzę, że nie potrafię / nie umiem / jestem za młoda/ zbyt brzydka / wstaw co chcesz. To przesłanie jest na tyle skuteczne w moim życiu, by wracać za każdym razem coraz mocniej i głębiej. Jest jak miecz obosieczny – rozwala lęki i brak zaufania Ojcu, który stworzył mnie na swój obraz. Nie wiem, na jakich fundamentach oparta jest amerykańska pewność siebie, za to wiem, na czym ja oparłam poczucie własnej wartości. Jest między nimi zasadnicza różnica, o tym w kolejnych wpisach 🙂

Jeśli chcesz sobie przypomnieć, jakie naprawdę jest Twoje imię, i rozprawić się z krytykiem w głowie – zapraszam na warsztaty Penuel. Nowe edycje już w październiku!

*Co ja tu w ogóle robię? Wyjaśnienie znajdziecie tutaj. Taka sytuacja 🙂

na-bloga

    • N., 29 września 2016, 09:59

    Odpowiedz

    Jak zwykle niesamowicie..;)

      • Monika, 30 września 2016, 13:31
      • Autor

      Odpowiedz

      Oby było przydatne 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.