Urodziny, poezja i śpiew. Jest pięknie!

Czy Wy też tak jak ja lubicie urodziny? Ja wręcz uwielbiam ten dzień! Co roku świętuję go co najmniej przez dwa tygodnie, dzielę sobie życzenia i codziennie czytam kolejne, by przedłużyć radość. Dla mnie to okazja do zobaczenia, jak jest pięknie, a kolejny rok mojego życia to czysta poezja.

Bardzo specjalny (ty)dzień

Celebrowanie rozpoczęło się na dobre, gdy M. ze śpiewem na ustach wszedł do domu, trzymając w ręku prezent. Jako że melodię Rynkowskiego dobrze znamy, wszyscy tańczyliśmy w kuchni, śpiewając, że „dziś są moje urodziny” 🙂 Prezent rozpakowałam dopiero po nacieszeniu się obecnością naszej trójki, już samo patrzenie na pudełko było dla mnie radością. Tak naprawdę to był dzień jak każdy inny: wspólny obiad, zabawa z Małą, usypianie, długie rozmowy wieczorne. Zaplanowaliśmy wtedy jednodniowy wypad w góry, bo kochamy je zimą, a ja marzyłam o wyjątkowym spędzeniu tego urodzinowego dnia. Już prawie zaczęłam szykować kanapki, gdy… Mała dostała gorączki.

Tyle się działo!

Moje 29. urodziny w tym roku wypadły w niedzielę. Było więc Najważniejsze, był dziesięciominutowy spacer na mrozie, anioł na śniegu, pyszny deser, obiad przygotowany przez M., zabawa i niespieszność. Czas podarowany na bycie. Normalna niedziela, bez pośpiechu, za to z czułością, ciszą i śmiechem. Były urodziny bez gór, bez zimowego słońca, bez kilku godzin na powietrzu. Bez planu, bez oczekiwań, bez spełnienia. Za to z myciem naczyń, opieką nad Małą, z żalem, zawodem i irytacją.

Jest pięknie, jak nigdy dotąd

Tak naprawdę urodzinami zaczęłam cieszyć się dopiero, gdy opadły te nieprzyjemne emocje. Tak bardzo czekałam na te góry! Tak odliczałam, tak tęskniłam za nimi, za takim czasem w ruchu, na powietrzu, z prawdziwą zimą. I tak bardzo chciałam być w tym dniu królową, nie robić nic czego nie lubię, ale być w centrum przez cały dzień. Trochę jak dziecko w sklepie, które chce akurat tę zabawkę, a potem jej nie dostaje. Tyle, że ja jestem o te dwadzieścia lat starsza 😉

Emocje opadły, gdy je spisałam. Sprawa techniczna: wzięłam zeszyt i długopis, zawzięcie skrobałam, co czuję, co myślę, skąd ten żal, co za nim stoi. Kiedy to zobaczyłam, a obok M. i Małą, było mi już łatwiej spojrzeć na nich z miłością i wdzięcznością. W końcu najbardziej się liczy, że są obok!

Po kilku dniach mam jeszcze jedną refleksję. Niezależnie od tego, jak wygląda dzień urodzin, ważne, że to pewne zakończenie kolejnego roku życia. A ten mijający był zdecydowanie najpiękniejszym! Nigdy dotąd nie byłam tak szczęśliwa. Nigdy tak spełniona życiowo, zawodowo, prywatnie. W żadnym innym roku nie skreśliłam z listy tylu marzeń, w żadnym nie dotknęłam kryzysu tożsamości, ani nie miałam takiego kontaktu ze swoją kobiecością.

Noo, czyli nawet bez gór może być pięknie 🙂

Być może te urodziny są po to, byście i Wy na moment, na jedną malutką chwilę, zatrzymali się i zobaczyli, co jest dookoła Was. Żebyście chociaż Wy nie stracili swojego DZISIAJ…

Zostawiam Was z melodią, która mi w tych cudach towarzyszy:

Ps. Już w marcu w Rzeszowie jedyne takie warsztaty, które prowadzą do przemiany serca i wolności jak piersi nieba 🙂 Zapraszam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.